czwartek, 22 sierpnia 2013

10. Wszyscy mają nosa do "tych spraw".

    Leżałyśmy leniwo na swoich łóżkach wpatrując się w sufit. Justyna była wymęczona po biegu. Nie wszystko poszło po jej myśli, dlatego zdobycie drugiego miejsca przyjmuje z umiarkowanym entuzjazmem. Miałam okazję przyjrzeć się wszystkiemu z bliska. Stałam przy trasie i kibicowałam. Chyba po raz pierwszy widziałam coś takiego, gdy wszystkie zawodniczki biegnące na czołowych miejscach nagle zwolniły by odpocząć. Od początku było wiadomo, że walka rozegra się na ostatnich metrach. Norweżka znów była lepsza. I tak podziwiam je wszystkie. Na razie nie wyobrażam sobie startu w biegu na długim dystansie.
    - Przyjdziesz na wręczenie medali? -zapytała przerywając ciszę.
    - Jasne. Jak mogłaby mnie tam nie być?
    - Chłopaki dzisiaj skaczą?
    - Dzisiaj wieczorem drużynówka.
    - Jedziesz z nimi?
    - Tak. Czuję, że dzisiaj zrobią coś wielkiego.
    Wiedziałam, że wszyscy liczą na medal chłopaków w dzisiejszym konkursie. Ja również miałam dobre przeczucia. Jestem pewna, że nie ma lepszej drużyny od nich. Mają w sobie tyle pasji, są tak zgrani. Gdybym mogła od razu wręczyłabym im medal.
    - A teraz szczerze. Który to?
    - Jaki który? O co chodzi?
    - No nie udawaj. - Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała na mnie. - Odkąd tu przyjechali jesteś wyraźnie weselsza. Niepokój zniknął i cały czas się uśmiechasz. Prawie każdą wolną chwilę spędzasz z nimi. Wniosek jest jeden- któryś wkradł się do twojego serca.
    - Nie prawda - zaprzeczyłam zbyt szybko i zbyt gwałtownie, by mogła w to uwierzyć.Uśmiechnęła się szeroko. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie. Przez chwilę poczułam się jak na biwaku, gdy razem z koleżankami obgadywałyśmy chłopaków z klasy.
    - Hmmm... Czyżby to ten niebieskooki. Jak mu tam było...
    - ... Krzysiek.
    - Aha! - zabrzmiało to bardzo triumfalnie. Po jej minie zgadywałam, że właśnie tak miało.
    - Wiesz co, od takiej strony to cię jeszcze nie znałam.
    - Czyli mam rację?
    - Przestań. Wychodzę. Nie mogę cię słuchać.
    - I tak wiem, że mam rację - usłyszałam za sobą.
    Stałam na korytarzu i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. O ile tamta sytuacja przypominała mi szkolny biwak, tak teraz zachowałam się jak przedszkolak. No bo niby po co z kimkolwiek szczerze porozmawiać. Lepiej zatrzasnąć drzwi i tłumić wszystko w sobie. Sama się dziwie, że jeszcze przez to nie zwariowałam.
    Na dole zauważyłam trenera. Ze skupieniem spoglądał na ekran laptopa.
    - Coś ciekawego? - zapytałam, próbując dostrzec co go tak zainteresowało. Trener, aż podskoczył.
    - Chcesz, żebym zawału dostał przez ciebie? Przestraszyłaś mnie.
    - Chyba ma pan coś na sumieniu - zaśmiałam się i zajęłam miejsce obok niego.
    - Jeszcze trochę i będę miał ciebie - zerknął na mnie, a ja posłałam mu wymowne spojrzenie. Nie zważając na moją obecność kontynuował czytanie informacji z Polski. Wstałam z miejsca i ruszyłam w stronę kuchni. Chwilę później wróciłam niosąc w rękach dwa kubki aromatycznego cappuccino. Jeden postawiłam obok wciąż pogrążonego w lekturze pana Marka.
    - O, dziękuję. Jednak dobre z ciebie dziecko.
    - Wiem. Tylko wy tego nie doceniacie - oboje się zaśmialiśmy.
    Trener w końcu wyłączył laptopa. Mogliśmy w spokoju porozmawiać. Po raz pierwszy od dłuższego czasu na tematy niezwiązane bezpośrednio ze zbliżającymi się zawodami.  Oboje bardzo cieszyliśmy się z mojego medalu. Jednak doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego co niesie za sobą ten sukces. Wszechobecna prasa chcąca śledzić każdy mój krok. Podobno już zapędzili się tak bardzo, że nazwali mnie następczynią Justyny. Wiem, że to normalna kolej rzeczy. Jednak nie jestem na to gotowa. Presja będzie rosła. Nie wiem jak to wytrzymam. Trener uspokoił, że nie będzie tak źle jak mi się wydaję. Mam zakaz nawet o tym myśleć. Ucieszyłam się, że po mistrzostwach będę mogła spędzić kilka dni w rodzinnym domu. Tak dawno nie widziałam się z rodzicami. Samolot mam już jutro rano. Wyląduje w Gdańsku, choć wszyscy będą spodziewać się mnie w Krakowie razem ze skoczkami i resztą ekipy. Sprytny plan. Pan Marek jest mistrzem intrygi.
    - Mnie też się należy odpoczynek od biegów. Wybrałbym się dzisiaj na skoki. Mogę wam potowarzyszyć?
    - O ile mi wiadomo na skocznie może wejść każdy. Im nas więcej tym lepiej. Większe wsparcie i te sprawy...
    - Ale miejsce obok ciebie już chyba zarezerwowane dla pewnego młodzieńca - stwierdził, a na jego twarzy pojawił się półuśmiech.
    - Czy wy zmówiliście się dziś przeciwko mnie? Najpierw Justyna teraz pan. Naprawdę nie wiem co pan insynuuje.
    - Tylko żartowałem. Jednak widzę, że coś jest na rzeczy. - Słysząc te słowa przewróciłam oczami. - Anka, sama wiesz co masz robić. Musisz jednak pamiętać, że twoje życie różni się od tego, które wiodą twoje rówieśniczki - jego ton brzmiał poważnie.
    - Wiem - odpowiedziałam cicho. Trener zmienił temat rozmowy.

    Ekipa kibicująca powiększyła się o jedną osobę. Tak jak obiecał pojechał z nami pan Marek. Stał pogrążony w rozmowie z Adamem Małyszem. Czekaliśmy na rozpoczęcie zawodów. Krzysiek wpatrywał się w skocznię.
    - Chciałoby się dzisiaj skakać - wyrwałam go z zamyślenia.
    - I beze mnie dadzą radę - odpowiedział jak zwykle z firmowym uśmiechem, jednocześnie obejmując mnie ramieniem.
    Zawsze wypowiadali się w dyplomatyczny sposób. Nawet zastanawiałam się, czy aby nie przeszli specjalnego kursu. Jednak ja wiedziałam swoje. Przecież każdy chciałby wystartować na mistrzostwach.
    To dziwne, ale właśnie w tym momencie czułam się taka szczęśliwa. Spędzałam czas w towarzystwie przemiłych ludzi. Ta najważniejsza stała tuż obok mnie. W tę chłodną noc ogrzewała mnie jego bliskość. Czułam, że zawsze będę mogła na niego liczyć. W końcu musiałam przyznać to samej sobie. Zakochałam się.
    Nie zastanawiając się długo, przytuliłam się do Krzyśka, zamknęłam oczy i pocałowałam.  Po raz pierwszy w życiu postąpiłam instynktownie, robiąc to co podpowiadało mi serce. Wyglądał na zdziwionego. Odgarnął rozwiane po mojej twarzy włosy. Jego ręce ogrzewały mi policzki. W końcu szepnął:
    - Za co to?
    - Za to, że jesteś - odparłam.
    Pochylił się i ustami musnął czubek mojego zmarzniętego nosa.
    - Kocham cię - powiedział przytulając mnie do siebie.
    Czułam jak wszyscy przyglądają nam się w ciszy. Na ich twarzach zagościły lekkie uśmiechy. Nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Teraz liczyliśmy się tylko my. Te chwile, które możemy jeszcze spędzić razem.
    Konkurs trwał w najlepsze. Chłopaki skakali naprawdę bardzo dobrze. Jednak cały czas byli minimalnie za podium. Co chwilę któryś z nich przechodził koło nas. Fajnie było widzieć ich takich zadowolonych. Każdemu przybijaliśmy piątkę. Po każdym skoku bacznie śledziliśmy wyświetlane na tablicy punkty. Nie mogliśmy się połapać w tym ciągłym żonglowaniu belkami.
    - Co za bezsens - wypaliła Marcela, zwracając na siebie naszą uwagę. - Zmiana belki na życzenie. Co jeszcze wymyślą?
    - Dodatkowe punkty za przewrotkę w powietrzu - zaśmiała się Ewa.
    - Wiesz co, nawet to by mnie nie zdziwiło.
    W trakcie przerwy zostałyśmy same z dziewczynami. Chłopaki udali się do budki naszych skoczków. Gdy tylko się od nas oddalili przytuliła mnie żona Kamila.
    - Tak się cieszę. Nawet nie wiesz jak cudnie razem wyglądacie. Wiedziałam, że coś się święci...
    - Obie wiedziałyśmy. Mamy nosa do tych spraw - wtrąciła Cysia.
    „Jak się okazuje wszyscy tu macie.“
    - Ale dzisiaj to nas kompletnie zaskoczyłaś. Z resztą nieważne. Szczęścia Aniu. I wytrwałości.
    - Dziękuję - w końcu dane było mi się odezwać.
    Poznałam je zaledwie kilka dni temu, ale czułam się jakby to było lata temu. Dziewczyny były cudowne. Kamil i Stefan to szczęściarze i doskonale zdają sobie z tego sprawę.
    Gdy druga seria miała się rozpocząć wrócili Krzysiek i Stefan. W obu rękach nieśli papierowe kubki z ciepłą herbatą. Ja i Cysia dostałyśmy po jednym napoju. W ramach podziękowań ucałowałam Titusa w policzek. To dziwne, ale jeszcze kilka tygodni temu nie byłoby mnie stać na tak spontaniczne gesty. Ewa patrzyła tęsknym wzrokiem w kierunku naszych dłoni.
    - Sorry, ale nie mamy trzeciej ręki - zaśmiał się Stefan. - Żartuję. Trzymaj to dla ciebie. Ja się obejdę bez.
    - Dzięki. Jak chcesz to się z tobą podzielę - magiczna herbata sprawiła, że na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
    Razem z panem Adamem chłopaki zdali nam szczegółową relację z rozmowy z naszymi orłami. Zapewnili, że na pewno będą bić się do końca. Podium jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Zgodnie stwierdziliśmy, że dzisiaj wznoszą się na wyżyny.
    Druga seria już się rozpoczęła, ale nigdzie nie było widać mojego trenera. Zaczęłam nerwowo rozglądać się dokoła. W reszcie wypatrzyłam go w tłumie. Z niemrawą miną poszukiwał nas wzrokiem. Zaczęłam machać rękami jak głupia, ale w pierwszym momencie mnie nie zauważył. Widząc do kogo skierowane są moje ruchy wszyscy zaczęli je naśladować. Dopiero wtedy nas znalazł.
    „I to ja niby nie ogarniam.“
    - Ledwo was znalazłem. Proszę, chyba jeszcze nie wystygła.
    Podał mi kubek z herbatą. Podniosłam rękę ze swoim, już prawie pustym.
    - Dziękuję, ale jedna już mi wystarczy.
    - No tak. Widzę, że ktoś mnie wyprzedził - spojrzał na Krzyśka.
    - Za to Stefan chyba nie pogardzi - dodałam.
    Gdy już wszystkie herbaty zostały podzielone, mogliśmy w pełni skupić się na konkursie. Gdy byłam mała podczas emocjonujących konkursów, latałam po domu jak głupia, bo nie mogłam wysiedzieć przed telewizorem. Teraz, choć jestem starsza, te reakcje się spotęgowały. Ściskało mnie w żołądku. Zaczęłam podskakiwać w miejscu. Krzysiek złapał mnie za ramiona.
    - Co jest? - spytał zaniepokojony.
    - Nogi mi się trzęsą. Zaraz nie wytrzymam.
    Zaczął się ze mnie śmiać.
    Myślałam, że wyjdę z siebie, gdy Kamil usiadł na belce. Zacisnęłam kciuki. Maciek, Dawid i Piotrek stali już obok nas. Dobry skok, ale trzeba poczekać co zrobią inni. Żołądek podchodził mi do gardła. Nie mogłam przełknąć śliny. Po skoku Andersa Jacobsena byliśmy na trzecim miejscu. Zaledwie 0,8 pkt od podium. U góry został już tylko Gregor, który musiał tylko przypieczętować zwycięstwo Austriaków. Tego już było zbyt wiele. Zaczęłam biec przed siebie w poszukiwaniu toalety. Na szczęście nie była daleko. Gdy z niej wyszłam czekała na mnie Cysia.
    - Co się stało?
    - Pstrokaty ptak się stał.
    - Ale już wszystko ok?
    - Tak. To z nerwów.
    - Nerwowy paw, mówisz?
    Nie miałam siły się zaśmiać. Nie spiesząc się wracaliśmy do chłopaków. Nie mogłyśmy uwierzyć jak to się mogło stać. Przechodziłyśmy przez strefę dla mediów, gdy usłyszałyśmy coś dziwnego.
    - Też to słyszałaś, czy się przesłyszałam? - zwróciłam się do niej.
    - Miałam o to samo zapytać - odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
    Instynktownie zaczęłyśmy biec w kierunku reszty, krzycząc jak opętane:
    - Mamy medal! Słyszycie? Mamy medal!
    Spojrzeli na nas ze zdziwieniem.
    - Ale jak?
    - O co chodzi?
    Wpatrywaliśmy się w tablicę wyników. Przez chwilę słowo „Poland“ pojawiło się przy cyferce 3. Czekaliśmy na oficjalne potwierdzenie. Chwilę później szaleliśmy z radości. Nikt nie spodziewał się takiego rozwoju sytuacji. Do końca nie wiedzieliśmy jak to się stało, ale zrobili to. Zdobyli medal mistrzostw świata.
    Chwilę później byliśmy już w drodze na dekorację. Teraz jako jedna z nielicznych siedziałam grzecznie na miejscu, żując kilka miętowych gum. Resztę nosiło po całym autokarze. Podskakiwali na siedzeniach, śpiewali, co chwilę ktoś krzyczał z radości.
    Zajęliśmy miejsce blisko sceny. Ewa stwierdziła, że stamtąd wyjdą świetne zdjęcia. Krzysiek cały czas trzymał mnie za rękę.
    - Wszystko już ok? - zapytał z troską.
    - Teraz boli mnie już tylko szczęka - zaśmiałam się. Pocałował mnie w policzek.
    Najpierw na podium pojawiła się Justyna. Od razu odnalazła nas wzrokiem. Pomachałam jej.Uśmiechnęła się szeroko, gdy zauważyła kogo trzymam za rękę. Chwilę później na podeście znaleźli się skoczkowie. Od tylu lat czekali na to wszyscy Polacy. Gdy zobaczyłam ich cieszynkę, łzy popłynęły mi po policzkach.

    Siedziałam sama na lotnisku. Rozpamiętywałam to co się stało przez te kilka dni tutaj. Od teraz wszystko się zmieni. W życiu sportowym i prywatnym. Przypomniały mi się słowa trenera. Zaczęłam się zastanawiać co będzie dalej. Ze mną. Z Krzyśkiem. Z nami. Nie będziemy się często widywać. Zimą sezon, latem zgrupowania i treningi. Wszystko się pokomplikuje. Ale czy miłość nie jest silniejsza niż wszystko? Czy nie przetrzyma wszystkiego? Ze łzami w oczach ruszyłam w kierunku odprawy.

__________________________________________

Wyjazdowa przerwa nie wyszła mi na dobre. ;/ Przepraszam, że musieliście tyle czekać.

W razie jakichkolwiek pytań lub chętnych do rozmowy zapraszam na ask.fm/RozmarzonaOna

Pozdrawiam.