niedziela, 28 lipca 2013

9. Nie tylko koty mają pazury.

    Stałam pod dużą skocznią. Przed chwilą skończyła się pierwsza seria. Na prowadzeniu nie kto inny jak Kamil Stoch. I powtarza się sytuacja z wtorku. Wszyscy myślimy o jednym, ale nikt nie mówi o tym głośno. Już nieraz przekonaliśmy się jak himeryczny bywa sport. Przede wszystkim skoki. Póki nie skoczy ostatni zawodnik, wszystko jest możliwe.
    Atmosfera jest naprawdę wspaniała. Słychać tu głównie Polaków. I tak ma być! Osobiście nie mogłam sobie wymarzyć lepszego towarzystwa. Krzysiek i Stefan bawią się w ekspertów oceniając każdy skok. Z dziewczynami mamy z tego niezły ubaw. W końcu mogę się wyluzować. Ostatni bieg na tych mistrzostwach już za mną. Sztafeta nie wyszła po mojej myśli. Miałam większe aspiracje niż obrona 9 miejsca. Ale jak to mówi Piotrek „Skały nie zjesz“. Na szczęście mogę zostać do końca. Pokibicować. I po co było tyle nerwów? Wszystko tak szybko minęło. I coś czuję, że dużo w moim życiu zmieni...
    - Ania, uśmiech! - krzyknęła w moją stronę Ewa.
    Mignęła lampa błyskowa. Kolejne zdjęcie. Zrobiła mi i Marceli małą sesję zdjęciową. „Takie tam pod skocznią.“ Mimo, że starałą się to ukryć wiedziałam, że się denerwuje. Kogo ja próbuje oszukać. Wszyscy w głębi duszy byliśmy zdenerwowani.
    - Ślicznie wychodzisz na zdjęciach.
    - Dziękuję - odpowiedziałam.
    - Naprawdę. Muszę porwać cię na jakąś sesję. Co ty na to?
    - Z tobą zawsze - uśmiechnęłam się do niej. - Muszę mieć jakieś łądne foto na kartki dla kibiców. Widziałaś jakie mam teraz. Nawet nie wiem czy to napewno ja jestem na tym zdjęciu.
    Rozpoczęła się kolejna seria. Z każdym kolejnym skoczkiem coraz bardziej ściskało mnie w żołądku. Tak bardzo chciałam, żeby wygrał. Należało mu się. Musi pokazać klasę. I wiedziałam, że to zrobi.
    - Gdzie masz czapę? - zapytał Krzysiek.
    - Co? Nie mam. Nie lubię. Nie noszę zbyt często.
    Ja tu wychodzę z siebie, a on się mnie pyta o czapkę?
    Czułam jak zakłada mi na głowę swoje nakrycie. Jego ruchy były tak delikatne jakby bał się, że może mi zrobić krzywdę. Dotknął mojego podbródka. Skierował go w swoją stronę, tak by nasze spojrzenia się spotkały.
    - Ładnie mi z tym pomponem? - zapytałąm, próbując poruszyć białą kulką.
    - Ślicznie - uśmiechnął się do mnie.
    - Love is in the air... - zanuciła przyglądająca się nam Marcela.
    - Oczywiście - powiedziałam z przekąsem i puściłam w jej stronę oczko. Wszyscy się zaśmialiśmy.
    Nie myślałam o tym co zdarzyło się wczoraj wieczorem. On zachowywał się jakby nigdy nic. A może właśnie nic się nie stało, a ja sobie coś uroiłam? Czy nie prościej byłoby po prostu nic nie czuć? Wszystko marność...
    Po skoku Petera Prevca wszyscy wlepiliśmy wzrok w skocznie. Tak jakbyśmy wypatrywali tam czegoś bardzo cennego. W gruncie rzeczy właśnie tak było. Już jest na belce. Zacisnęłam mocno kciuki. Wyszedł z progu. Wstrzymałam oddech. „Leć, leć, leć.“ Wylądował daleko. W świetnym stylu. „Będzie dobrze.“ Odetchnęliśmy głęboko. Prawie dało się usłyszeć spadające z serca kamienia. Jednak na razie milczeliśmy. Oczekiwaliśmy wyświetlenia wyników. W końcu pojawiła się. Magiczna cyfra 1 przy nazwisku Kamila. Radość, jak lawa wulkan, opuściła nas z wielką siłą. Skakaliśmy jak dzieci. W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. Rzuciłam się Krzyśkowi na szyję. Uścisnął mnie mocno. Tak bardzo się cieszyliśmy. W przypływie euforii pocałowałam go czule. Spojrzał na mnie ciepło i uśmiechnął.
    Spojrzałam na Ewę. Była cała zalana łzami. Podbiegłam i uścisnęłam ją serdecznie. Podeszliśmy bliżej by pogratulować Kamilowi. Ciepłe krople spływały mi po twarzy, gdy zobaczyłam jak Dawid i Piotr noszą naszego mistrza wokół skoczni. Tylko Maciek stał z boku. Jego mina mogłaby zabić. Już ją kiedyś widziałam. Zakopane. Drużynówka. Tak to ten sam wyraz twarzy. Nawet w takiej chwili, nie może wykrzesać z siebie choć odrobiny entuzjazmu? Ciężki przypadek.
    Wyściskany z każdej strony Kamil, udał się na ceremonię kwiatową. Pod podium zgromadzili się Polacy. Mazurek Dąbrowskiego. Poczułam jak ciarki przechodzą mi po całym ciele. „Z ziemi włoskiej, do Polski“ zabrzmiało wyjątkowo symbolicznie.
    - Trzymaj - zauważyłam, że Krzysiek podaje mi chusteczkę.
    - Dziękuję.
    Nos czerwony. Opuchnięte policzki. Przeszklone oczy. Mogłam sobie tylko wyobrazić jak teraz wyglądam. To wszystko nie ważne. Mamy mistrza świata. Tylko to się liczy.
    Gdy otarliśmy już łzy, ruszyliśmy w stronę autokaru. Czekaliśmy na Kamila, który musiał odpowiedzieć na miliardy pytań reporterów z całego świata. Rozpierała nas energia. Ktoś zaczął nucić polski szlagier ostatnich miesięcy. Dzięki chłopakom z Crowd Supporters stało się to hitem także tutaj.
    - Ja uwielbiam ją, ona tu jest... - śpiewaliśmy. Wykonywaliśmy przy tym charakterystyczny taniec.
    Tylko jedna osoba nie zaszczyciła nas swoim uśmiechem. Maciek. Siedział z miną, która powodowała palpitacje serca. Nie mogłam tego wytrzymać.
    - Mógłbyś chociaż udawać, że się cieszysz.
    Spojrzał na mnie „spod byka“.
    - O co ci znowu chodzi?
    Zanim się zastanowiłam zaczęłam swój monolog.
    - O co mi chodzi? Zastanów się. Szlag mnie trafia jak na ciebie patrze. Wszyscy cieszą wygraną Kamila, a ty stroisz jakieś fochy. Wszyscy dookoła wiemy, że jesteś ambitny, ale bez przesady. Mam was wszystkich w nosie, bo nie poszło po mojej myśli? - paplałam jak najęta. Nie myślałam nad żadnym wypowiadanym słowem. - Myślisz, że to jest OK wobec drużyny, że im to nie przeszkadza, bo wiedzą jaki jesteś. Oni nie zwrócą ci żadnej uwagi, bo jesteście świetnym team’em. Cierpliwie patrzą na twoje miny. Według mnie to trochę nie fair.
    Dookoła zrobiło się cicho. Wszystkie spojrzenia skierowane były w moją stronę. Poczułam się strasznie głupio. Wiedziałam, że poniosły mnie emocje.
    - Przepraszam chłopaki... - zwróciłam się do nich cicho.
    Odwróciłam się w stronę okna. Tak to jest, gdy najpierw się mówi, a potem myśli.
    Gdy do pojazdu wszedł Kamil, podniosła się wrzawa. Krzyki, oklaski, śmiech. Ku mojemu zdziwieniu z miejsca podniósł się Maciek. Podszedł do naszego mistrza. Uściskał go serdecznie. Wracając na moje miejsce, spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Z jego ust wyczytałam nieme pytanie:
    - Pasuje?
    Udałam, że tego nie widziałam. Jak ja potrafię wszystko zepsuć. Przeważnie siedzę cicho, ale od czasu do czasu muszę zabłysnąć. Nigdy nie byłam, aż tak na siebie zła.
    Gdy wysiadaliśmy z autokaru, Kacper rzucił hasło by zrobić szpaler. Rozstawiliśmy się po bokach i podnieśliśmy ręce do góry. Wejście godne mistrza świata.
   
    - Przepraszam, za to w autokarze. Nie potrzebnie się tak uniosłam. Trochę głupio wyszło, że musieliście tego słuchać. Poniosło mnie - wyraziłam swoją skruchę towarzyszom posiłku, przy kolacji.
    - Przestań. W gruncie rzeczy mu się należało - odezwał się Dawid, nie przerywając posilania się.
    - A jeśli przepraszać to chyba bardziej Kota - wtrącił się Stefan. Spojrzałam na niego wymownym wzrokiem. - Ale tego pewnie nie zrobisz.
    - Nie tylko koty mają pazury... - zaśmiał się Krzysiek.
    Czyli jak zwykle, za dużo przeżywałam...

_______________________________________________________
Marność. Poleciało bez korekty, więc dawajcie znać o błędach. Przepraszam, że tak długo, ale wena wyjechała na wakacje, zabierając ze sobą walizkę pełną pomysłów. W sobotę wyjeżdżam i nie wiem czy do tego czasu zdążę coś napisać. A tak wgl to ktoś to jeszcze czyta?

Twitter: https://twitter.com/RozmarzonaOna
W  razie pytań: http://ask.fm/RozmarzonaOna

Pozdrawiam cieplutko (chociaż w te upały chyba lepiej jednak chłodno ;p )

poniedziałek, 15 lipca 2013

8. Kakao, makao i ...

Odpoczywając po fali wywiadów, którą dziś przeżyłam, postanowiłam spędzić miły wieczór zatapiając się w lekturze. Jako że nie lubię ciasnych pomieszczeń udałam się na parter hotelu. Prawdą jest, że spowszechniały mi te surowo urządzone pokoje, tak łudząco do siebie podobne w każdym zakątku świata. Za to na dole rozsiadłam się w wygodnym fotelu. Co chwilę ktoś przechodził, ale nie przeszkadzało mi to. Dochodząca z kuchni woń przygotowywanych posiłków spowodowała, że choć na chwilę poczułam się jak w domu. Skulona w fotelu odpłynęłam w krainę marzeń. Wraz z Danielem Sempere błądziłam uliczkami powojennej Barcelony w poszukiwaniu rozwiązań dawnych tajemnic. Upiłam łyk kakao. Przyniosła mi je jedna z pracujących tu pań, która nie dała się przekonać, że nie jest mi zimno. W chwili gdy chciałam powrócić do czytania, poczułam lekki powiew chłodnego wiatru. Drzwi wejściowe się otworzyły. Weszła nimi ekipa skoczków. Wrócili z kwalifikacji do jutrzejszego konkursu. Wszyscy spoglądali na mnie ze zdziwieniem. Tylko jedna para błękitnych oczu, jak ognia unikała spojrzenia w moją stronę.
    - Jak poszło? - zapytałam.
    - Bardzo dobrze. Wszyscy się dostali - odpowiedział mi Kacper Skrobot.
    - To było wiadome. A jak warunki?
    - Ogólnie fajnie się skakało. Wszystko było ok - odpowiedział Dawid jednocześnie sięgając po stojący koło mnie kubek.
    - To fajnie - odparłam, zerkając jak blondyn wypija mój napój. - Nie krępuj się, możesz wypić całe.
    - Dziękuję - odpowiedział rozbawiony.
    - Zagrasz wieczorem w karty? - zapytał Piotrek.
    - Umiem tylko w makało.
    - W co? - spytali jednocześnie dwaj skoczkowie.
    - W makao. Nie mówcie, że nie graliście.
    - No pewnie. Tylko już dawno. Musiałabyś nam przypomnieć zasady - odpowiedział blondyn.
    - A my nauczymy cię doroślejszych gier - dodał rozradowany Wiewiór.
    - Było kakało, będzie makało - Dawid podniósł do góry pusty kubek. - Odniosę go do kuchni.
    - Dzięki.
    Biorąc przykład z reszty, ruszyłam w stronę schodów. Wciąż myślałam o stale nieobecnych błękitnych oczach. Znałam ich właściciela na tyle dobrze by wiedzieć, że powód strapienia nie jest wcale taki poważny, na jaki się wydaję.

    Kilka minut później zapukałam do drzwi.
    - Proszę - odpowiedział stłumiony głos z wewnątrz. Weszłam do środka. - Wiedziałem, że to ty. Nikt inny nie puka. Co sprowadza cię w nasze skromne progi? - zapytał Dawid.
    - Chciałabym się dowiedzieć co jest nie tak.
    - A co jest? - blondyn był wyraźnie zdziwiony.
    - Liczę na to, że on mi powie - spojrzałam na Krzyśka, który udawał, że go tu nie ma.
    - Nie wiem o co ci chodzi - odparł niemrawo.
    - Chodzi mi o to, że od wczoraj coś cię gryzie. Unikasz mnie, a ja nie wiem dlaczego.
    - Serio? Nie gadałeś z nią jeszcze? - zwrócił się do niego wyraźnie rozbawiony Dawid.
    - Czyli blondyś wie. W takim razie sam powiesz mi co jest grane, czy mam zacząć rozmawiać z nim?
    - Ja chętnie wszystko opowiem - roześmiał się jeszcze bardziej.
    - Dobra, chodź.
    Krzysiek w końcu dał za wygraną. Delikatnie złapał mnie za łokieć i wyprowadził z pokoju. Zeszliśmy na dół, by usiąść na sofie. Zapanowała niezręczna cisza. Jego wzrok błądził po ścianach. Może się myliłam i chodziło jednak o coś poważnego?
    - No więc? - zaczęłam.
    - Chodzi o to, że dostałem zaproszenie - powiedział z taką miną, że aż bałam się zapytać na co.
    - Tak?
    - Na ślub kuzynki.
    „Faktycznie tragedia.“
    - Yhm. Kontynuuj - uśmiechnęłam się, ale widząc jego wyraz twarzy od razu spoważniałam.
    - Z osobą towarzysząca.
    „Serio? Czyli cały czas chodziło tylko o to?“
    I w tym momencie rozpoczęła się walka. Ile ja musiałam przejść, by się nie roześmiać.
    - Dlatego chciałem cię zapytać - spojrzał na mnie błagalnie. Oczywiście wiedziałam o co chodzi, ale dałam mu dokończyć. - Czy poszłabyś ze mną? Wiem, że to bez sensu, ale...
    - Spokojnie - przerwałam mu. - Kiedy to będzie?
    - 1 czerwca
    - Myślę, że dałabym radę. Tylko musisz wiedzieć jedno. Nie za bardzo umiem tańczyć.
    - Na pewno nie jest tak źle. Czyli jak? Zgadzasz się? - na jego twarzy pojawił się w końcu cień uśmiechu.
    - No jasne.
    Gdy wracaliśmy na górę zapytałam:
    - I tylko to cię tak dręczyło?
    - No w zasadzie. Trochę to głupie, nie wiedziałem jak zareagujesz...
    - Bardzo to głupie! - szturchnęłam go w bok. Roześmialiśmy się oboje.
   
    Po kolacji zebraliśmy się w pokoju Krzyśka i Dawida, by zgodnie z planem zagrać w karty. Oprócz gospodarzy i mnie zjawili się jeszcze Piotrek, Kacper i Grzesiek- asystent trenera Kruczka. Zgodnie z obietnicą najpierw mieliśmy zagrać w dobrze znane mi makao. Wiewiór rozdawał karty.
    - Tylko dzisiaj nie zaśnij - odezwał się do mnie. Wszyscy ryknęli śmiechem przypominając sobie wczorajszą sytuację. Podczas, gdy wszyscy z przejęciem śledzili przemieszczanie się piłki po murawie, Morfeusz wezwał mnie do krainy snów.
    - Bardzo śmieszne - odburknęłam.
    - Gdybyś tylko widziała jak słodko wyglądałaś - Dawid próbował odtworzyć moją pozę.
    - Widziałam na zdjęciu, które postanowiliście umieścić na moim profilu na facebooku. Naprawdę mogliście sobie to darować.
    - Ale przyznaj. Pod żadną fotką nie miałaś tylu lajków - śmiał się Krzysiek.
    - W sumie racja - uśmiechnęłam się. - Jednak nie zmienia to faktu, że powinnam być na was śmiertelnie obrażona.
    Z dwóch stron objęły mnie ramiona skoczków. Zinterpretowałam to jako nieme „Nie gniewaj się.“
    - Spokój. Gramy - odezwał się, nagle śmiertelnie poważny, Piotrek.
    Jak się okazało wszyscy doskonale znali zasady tej ponadczasowej gry karcianej. Mi jak zwykle szczęście nie dopisywało. Po dobraniu 30 kart, nie mogłam utrzymać ich w rękach. Ostatecznie wygrał Kacper.
    Zaczęły się przygotowania do pokera. Nigdy nie miałam okazji spróbować swych sił w tej grze. Chłopaki chcieli mnie poduczyć, jednak na razie wolałam być tylko obserwatorem. Wszyscy założyli ciemne okulary. Poczułam się jak w prawdziwym kasynie w Las Vegas. Pominę fakt, że wyglądali przekomicznie.
    - Zgłaszam nieprzygotowanie. Nie mam żadnych okularów - zrobiłam smutną minkę.
    - Łap - Krzysiek rzucił w moją stronę gogle narciarskie. Od razu je założyłam.
    - Jak wyglądam?
    - Jak spawacz - Piotrek nie zwlekał z odpowiedzią.
    - Dzięki. Grunt to szczerość.
    - Ładnemu we wszystkim ładnie - stwierdził Krzysiek, zajmując miejsce obok mnie.
    Rozpoczęła się gra. Ze skupieniem śledziłam poczynania Titusa. Co chwila tłumaczył mi coś na ucho, próbując wtajemniczyć w zasady tej zawiłej gry. Zostałam też pouczona by moja twarz nie zdradzała absolutnie żadnych emocji. Muszę przyznać, że to było dla mnie najtrudniejsze.
    W pewnej chwili rozległo się pukanie. W drzwiach stanął mój trener.
    - Chłopaki, nie widzieliście gdzieś Anki?
    Zdjęłam gogle i spojrzałam na niego. Wydawał się być rozbawiony.
    - No tak. Słuchaj jutro biegniesz w ostatniej zmianie.
    - Ok.
    - Załatwię ci takie same gogle - zaśmiał się wychodząc.
    - Nie ma sprawy - krzyknęłam za nim.
    - Jutro sztafeta? - zapytał Kacper.
    - Tak.
    Po dość długiej grze ostatecznie wygrał Dawid. Posprzątaliśmy i udaliśmy się do swoich pokoi. Wyszedł za mną Krzysiek. Korytarz był już pusty.
    - Poczekaj. Jeszcze raz dziękuję - zaczął.
    - Przestań. Nie mam sprawy.
    Później wydarzyło się coś, co kompletnie mnie zaskoczyło. Ujął moją dłoń i delikatnie musnął moje usta. Potem jak gdyby nigdy nic... zniknął za drzwiami pokoju. Weszłam do swojego. By zająć czymś myśli chwyciłam za książkę. „...ten, kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu, uczynkiem, a nie słowami.” Zamknęłam ją i odłożyłam na miejsce. Wpatrywałam się w ścianę, zastanawiając się co właściwie stało się przed chwilą...

____________________________________________

Rozdział krótki, znów z dużą ilością dialogów, ale musicie mi wybaczyć. 
Wspomniana i cytowana książka to "Cień wiatru" autorstwa Carlosa Ruiza Zafóna.

Pod ostatnim rozdziałem zostałam nominowana do The Versatile Blogger Award. Postanowiłam nie bawić się na tym blogu w różnego rodzaju nominacje, bo mimo wszystko zajmuje to zbyt dużo czasu. Jednak stwierdziłam, że należy wam się kilka słów o mnie:
1. Jestem zagorzałym kibicem mojego ukochanego klubu koszykówki Energa Czarni Słupsk.
2. Mimo, że mieszkam blisko morza, rzadko kiedy jeżdżę na plażę, bo nie lubię się opalać.
3. Jako prezent na 18-ste urodziny, które będę miała w styczniu, poprosiłam rodziców o wyjazd na Puchar Świata w skokach narciarskich do Zakopanego.
4. Lody truskawkowe smakują mi tylko w Lodziarni Żarneccy na Krupówkach.
5. Moim marzeniem jest zobaczyć na żywo wodospad Iguazu w Brazylii.
6. Moim hobby jest zbieranie autografów (głównie sportowców).
7. Nie rozumiem ludzi, którzy nie doceniają uroku Tatr.

Dziękuję za uwagę. ;)

wtorek, 9 lipca 2013

7. Zaklęte słowo na "m"

Kolejne zawodniczki dobiegały do mety, a ja cały czas siedziałam na miejscu przeznaczonym dla „current leader“. Co chwilę pojawiał się kamerzysta, robiąc zbliżenia na moją twarz. Od ciągłego uśmiechania się rozbolała mnie już buzia.
    Byłam ciekawa, co czuję Justyna oglądając bieg w telewizji. Pewnie wściekała się, że nie może tu być. Dziwnie było szykować się do wyjazdu na trasę bez niej. Jednak wiedziałam, że bardzo mnie wspiera. To chyba właśnie to uczucie sprawiło, że teraz miałam szansę na życiowy wynik. Nigdy nie przypuszczałam, że będę otoczona ekipą tak wspaniałych ludzi. To dla mnie naprawdę ważne.
    Co chwila na horyzoncie pojawiał się mój trener. Patrzył na mnie, uśmiechał się i szedł dalej. Nigdy go takiego nie widziałam. No może poza Mistrzostwami Juniorów, gdy zdobyłam złoto w sprincie. Strasznie był dumny. Grześka też nosiło. Dorwał aparat i zaczął mi robić zdjęcia. Czy tylko mnie jeszcze nie ogarnęła paranoja wynikająca z wszechobecnej szczęśliwości?
    Spiker oznajmił zmianę liderki. Ucieszyłam się, bo od tego siedzenia zrobiło mi się dość zimno. Spojrzałam na linię mety. Marit Bjoergen. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Dopiero ona była szybsza ode mnie. Teraz poczułam, że dokonałam czegoś wielkiego. Zaczęłam się denerwować jak przed wyczytaniem ocen z testu, który według moich przeczuć napisałam dobrze. Ustąpiłam miejsca Norweżce. Uścisnęłyśmy sobie dłonie i pogratulowałyśmy nawzajem. Podeszłam do mojej ekipy.
    Grzesiek z trenerem zgodnie stwierdzili, że to był bardzo udany start i że zrobiłam naprawdę wielką rzecz. Nikt nie powiedział tego głośno, ale jestem pewna, że wszyscy myśleliśmy o tym samym. Zaklęte słowo na m, nie padło zanim ostatnia zawodniczka nie wbiegła na linię mety.
     Na trasie pozostałą już tylko Therese Johaug. Stałam jak sparaliżowana. W chwili, gdy przekroczyła linię mety wszyscy zaczęli mnie ściskać. Patrzyłam w jeden punkt, myśli biegały jak szalone, nie mogłam wydusić ani jednego słowa. Wszyscy mi gratulowali.
    -Ania, masz medal! - Grzesiek w końcu użył zaklętego słowa.
    -Tak. Wiem - odpowiedziałam cicho.
    - Leć do reszty. Zaraz będzie ceremonia kwiatowa - powiedział wyraźnie łamiącym się głosem trener.
    Panował wielki harmider, a ja szłam jak w amoku. Pogratulowałam dwóm Norweżkom, które zajęły miejsca przede mną. Therese szalała z radości. Uścisnęła mnie mocno.
    Miałam wrażenie, że zaraz otworzę oczy i wszystko to zniknie. Obudzę się w moim pokoju w Zakopanem. Jednak nic takiego się nie działo. Grupa Polskich kibiców zaczęła skandować moje imię. Czułam, że łzy podchodzą mi do oczu, ale nie mogłam płakać. Zbyt dużo emocji.
    Spiker wyczytał moje nazwisko. Stanęłam na najniższym stopniu podium.Miałam wrażenie, że zdobyłam szczyt świata. Polskie flagi powiewały na wietrze. Moi rodacy nie kryli radości. Wreszcie jakiś oficjel wręczył mi okazały bukiet. Gdy wszystkie stałyśmy już na podium, odegrano hymn Norwegii.
    Po chwili przeznaczonej na zdjęcia, zeskoczyłam ze stopnia. Polacy odśpiewali mi gromkie „Sto lat“. Podeszłam do nich. Chwilę później utonęłam w morzu ich gratulacji. Byłam w siódmym niebie. Usłyszałam jak ktoś mnie woła. Oddałam kwiatki małej dziewczynce i ruszyłam w stronę reporterów.

    W drodze do hotelu puściły wszystkie emocje. Rozpłakałam się jak małe dziecko. Reszta dziewczyn próbowała mnie uspokoić. Śmiałam się przez łzy. Cały czas czułam się jak w bajce.
    Gdy dojechaliśmy, na podwórku było zaskakująco cicho. Byłam ciekawa czy na miejscu są już skoczkowie. Unikałam ich, od chwili lądowania w zaspie. Za to oni cały czas mieli z tego niezły ubaw.
    Otworzyłam drzwi. W holu ujrzałam całą polską kadrę.
     - Wszystkiego najlepszego!
    Przez całe to zamieszanie zapomniałam o swoich urodzinach! Osoby, które przyjechały ze mną dołączyły do reszty. Po raz drugi tego dnia zaśpiewano mi „Sto lat“. Stałam naprzeciwko nich i nie wytrzymałam. Znowu się rozkleiłam. Łzy płynęły mi ciurkiem po twarzy. Po zakończeniu piosenki, podeszłą do mnie Justyna. W dłoniach trzymała okrągłe kruche ciasto, które pełniło funkcję tortu. Po środku symbolicznie wbito jedną świeczkę.
    - Pomyśl życzenie i zdmuchnij.
     - Właśnie przeżywam najpiękniejszy dzień w życiu. O czym jeszcze mogę marzyć?
    - O złocie - krzyknął ktoś ze zgromadzonych, co wywołało ogólny śmiech.
    Zamknęłam oczy. Przestałam płakać, a oddech się uspokoił. „Odwagi w miłości.“ Pomyślałam i dmuchnęłam w stronę świeczki. Płomyk zgasł. W pomieszczeniu rozległy się brawa. Przez tłum przedzierali się Krzysiek i Dawid. Ten pierwszy trzymał ogromny bukiet czerwonych róż. Zaczął nieśmiałym głosem:
    - W pierwszej kolejności chcielibyśmy cię bardzo przeprosić. Z tą zaspą to chyba nie był najlepszy pomysł.
    - To było w celu wywołania złości. Tak, żebyś mogła wyładować ją na biegu. Widzisz, a teraz masz medal... - wtrącił się blondyn. Zmarszczyłam brwi i posłałam mu wymowne spojrzenie. - Dobra, już się nie pogrążam. Po prostu przepraszamy.
    Nigdy ich takich nie widziałam. Naprawdę czuli skruchę. Ich twarze wyglądały tak niewinnie. Jak oblicza dzieci, które przed chwilą zostały przyłapane na wyjadaniu słodyczy z szafki. Z trudem powstrzymywałam śmiech.
    - Nic się nie stało chłopaki. Było minęło. Na złe mi to nie wyszło.
    Na te słowa wyraźnie rozpromienieli. Krzysiek rozpoczął składanie mi życzeń, ale co chwilę w słowo wcinał się Dawid.
    - To teraz życzymy ci wszystkiego co najlepsze z okazji urodzin. Dużo zdrówka, szczęścia, miłości...
    - ...i czułości, przede wszystkim dużo przytulania.
    - Sukcesów w każdej dziedzinie życia...
    - ...przede wszystkim medali.
    - Po prostu czerp radość z tego co robisz. Proszę. Kwiaty od całego zespołu - powiedział Titus, podając mi bukiet. - Wszyscy gratulujemy ci dzisiejszego sukcesu. Nawet nie wiesz jacy jesteśmy dumni.
    „Nie rozpłaczę się. Nie rozpłaczę się. Nie, nie obleję się znowu łzami. Co jest dzisiaj ze mną nie tak?“
    - Bardzo wam wszystkim dziękuję.
    Nie miałam siły powiedzieć nic więcej. Mocno się do nich przytuliłam. Nigdy wcześniej nikt nie przygotował dla mnie czegoś takiego.
    - Właśnie o to mi chodziło. Nie wiedziałem, że tak szybko weźmiesz sobie do serca moje życzenia - powiedział uradowany Dawid. W odpowiedzi otrzymał kuksańca w bok.
    Kolejne osoby podchodziły do mnie z życzeniami. Cały czas walczyłam, by znów nie oblać się łzami. Poznałam się z żoną Kamila i Stefana, które przyjechały wczoraj. Wszyscy częstowali się urodzinowym ciastem. Nagle oniemiałam. Przede mną stał nie kto inny jak Adam Małysz. Człowiek legenda. Wieloletni idol. Do tej pory miałam okazję widzieć go na żywo jedynie podczas konkursów skoków w Zakopanem. Teraz stoi tuż obok mnie. Niebywałe.
    - Ojej. Dzień dobry - zaczęłam niezwykle elokwentnie.
    - Podobno w telewizji wyglądam na przystojniejszego, ale żeby aż tak... - zaśmiał się.
    - Przepraszam, ale po prostu nie spodziewałam się. Boję się pomyśleć co jeszcze dobrego może mnie dziś spotkać.
    Gdy złożył mi życzenia, podeszła do mnie Justyna. Chwyciła mnie w ramiona i mocno przytuliła.
    - Jesteś niezwykła. To co dziś zrobiłaś to naprawdę coś wielkiego. Obyś miała w sobie dużo pasji i wytrwałości, a osiągniesz wiele.
    I znów kłębione od tylu minut emocje opuściły moje ciało pod postacią łez. To już chyba podchodziło pod histerię. Tyle co dziś, nie płakałam chyba przez całe życie. 
    - Coś ty? Nie płacz, głupia.
    - To miał byś twój medal. Gdybyś dziś biegła...
    - Ciii... - położyła mi palec na ustach. - Ale nie biegłam. Nie myśl tak. To twój dzień, twój sukces. W pełni na niego zasłużyłaś. Nie maż się. Chodź na ciacho.
    Otarłam twarz chusteczką i dołączyłam do reszty. Mogłam sobie tylko wyobrazić jak bardzo czerwone i opuchnięte są moje oczy. Drożdżowe ciasto nie miało w sobie ani grama słodyczy, dlatego mogliśmy sobie pozwolić na choć jeden niewielki kawałek. Spojrzałam w stronę skoczków.
    - Domyślam się, że to był wasz pomysł z tą niespodzianką.
    - Mieliśmy przygotować coś na wieczór, żebyś pomyślała, że wszyscy zapomnieli o twoich urodzinach - zaczął Maciek.
    - Jednak medalistki mistrzostw świata nie wypada denerwować - zaśmiał się Stefan.
    - Od razu po treningu kupiliśmy kwiaty i wła la - zakończył streszczać Piotrek.
    - Ale skąd wiedzieliście, że to dziś. Szczerze przyznam, że sama zapomniałam o urodzinach.
    - Krzysiek nam powiedział.
    Spojrzałam w stronę Titusa. Nie zwracał uwagi na słowa kolegów. Wydawał się nieobecny. Zbliżyłam się do niego i pocałowałam w policzek. Spojrzał na mnie zdziwiony.
    - Dziękuję.
    Wpatrywałam się w jego szaleńczo błękitne oczy.
    - Nie ma za co - odpowiedział łamiącym się ze zmieszania głosem.
    Chłopaki patrzyli w naszą stronę. Ciszę przerwał Dawid.
    - Gdybym wiedział, że te życzenia tak szybko się sprawdzą, życzyłbym ci więcej kasy.

    Resztę dnia spędziłam na odbieraniu telefonów i odpisywaniu na smsy. Na facebooka wolałam nawet nie zaglądać. I tak nie miałam na to czasu.
    Bardzo denerwowałam się przed ceremonią. Nosiło mnie po całym hotelu. Zawędrowałam do jednego z pomieszczeń na parterze, by zaparzyć sobie herbatę. Jednak już ktoś tam był. Maciek i Dawid stali na kanapie trzymając w dłoniach wielkie białe prześcieradło. Stojący obok nich Piotrek podawał im pinezki. Reszta nawigowała stojącą na podwyższeniu dwójką. Skupili się na swojej pracy tak bardzo, że nawet nie zauważyli mojej obecności. Powinnam po cichu się z tamtą oddalić, jednak ciekawość wzięła górę.
    - Co wy właściwie robicie?
    - Prowizoryczna sala kinowa na dzisiejszy mecz - odpowiedział mi Kamil.
    - No tak, dzisiaj Gran Derbi - przypomniała mi się nasza niedzielna rozmowa o dwóch najlepszych hiszpańskich drużynach.
    - Wyobrażasz sobie, że we włoskiej telewizji nie będzie żadnej transmisji? - zapytał wyraźnie oburzony tym faktem Maciek.
    - Na szczęście jest jeszcze internet - dodał z ulgą Dawid.
    - Skąd to macie? - wskazałam  na stojący na stole projektor.
    - Ładnie poprosiliśmy obsługę hotelu - odpowiedział mi Kacper, serwisman chłopaków.
    - Miło patrzeć na współpracujących ze sobą kibiców Barcy i Realu, ale nie będę wam przeszkadzać.
    Odwróciłam się i zmierzałam w stronę drzwi. Za moimi plecami  słyszałam cichy chichot zgromadzonych. Dawid krzyknął za mną:
    - Pamiętaj, że musisz oglądać z nami.
    - Zobaczymy.

    Po dziewiętnastej wsiedliśmy do autokaru, by pojechać na ceremonię medalową. Oczywiście nie mogło zabraknąć moich trenerów- Grześka i pana Marka. Na wyjazd z nami zdecydowali się  także kilku innych członków ekipy oraz wszystkie pozostałe narciarki. Najbardziej cieszyłam się z towarzystwa Justyny. Czułam, że wszyscy bardzo mnie wspierają. Cieszyli się z mojego sukcesu.
     Chwilę przed odjazdem,  do autokaru wsiedli skoczkowie. Patrzyłam na nich zdziwiona.
    - A wy co?
    - Myślałaś, że pozwolimy by ominęła nas taka wiekopomna uroczystość. Nie ma mowy! - odpowiedział Piotrek.
    - Może podziała to na nas mobilizująco, a wtedy ty będziesz oglądać nas na podium - dodał Kamil.
    - Mam taką nadzieję, że będzie mi to dane już za kilka dni.
    Na końcu wsiadły Ewa i Marcela.
    - Ja jadę w roli fotografa - blondynka wskazała na aparat.
    - A ja z czystej ciekawości - uśmiechnęła się żona Stefana.
    - Nie tłumaczcie się. Jest mi bardzo miło, że chcecie mi towarzyszyć.
    Na miejscu było już mnóstwo ludzi. Na wietrze powiewały flagi narodowe. Wśród nich znalazło się także kilkanaście polskich. Poprowadzono mnie za kulisy. Stała tam już dość duża grupa sportowców. Wszyscy czekaliśmy na rozpoczęcie.
    W końcu nadszedł ten czas. Stałam przy niewielkich schodach prowadzących na scenę. Podium było olbrzymie. Pod nim stało grono fotoreporterów. Gdzieniegdzie ulokowane były olbrzymie kamery telewizyjne. Poczułam jak po plecach przechodzi mi dreszcz. Za chwilę stanę przed kilku tysiącami ludzi patrzących tylko na mnie. Jakby tego było mało kolejne miliony będzie oglądało mnie w telewizji. Moja twarz ozdobi jutro stronice najbardziej poczytnych dzienników sportowych na całym świecie. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie nadawałam się do tego typu rzeczy.
    Chwilę później weszłyśmy na podest. Miałam stawiać pewne, stanowcze kroki. Jednak trudno wypełnić ten plan gdy nogi ma się jak z waty. Spojrzałam przed siebie. „O jeny!“ Całe morze głów, jedna przy drugiej, ze wzrokiem skierowanym w moją stronę. Nie miałam siły nawet prosto stać. W środku cała drżałam. Chwila moment a rozleciałabym się od środka. Na szczęście zlokalizowałam naszą ekipę. Wszyscy się śmiali. Mówili coś, patrząc na mnie, ale nie mogłam rozszyfrować ich słów. W końcu trener uniósł dłoń i gestem zaczął malować na twarzy uśmiech. Próbowałam wygiąć usta w podobny kształt, ale nie było to tak łatwe jak mogłoby się wydawać. Wszystko przed drgające z nerwów policzki. Musiałam wyglądać komicznie. Dziewczyny kierowały w moją stronę uspokajające gesty.
    Gdy pamiątkową nagrodę wręczona zdobywczyni czwartego miejsca, poczułam nagły ból brzucha. Wyczytano moje nazwisko. Tłum oszalał. Westchnęłam głęboko i ruszyłam przed siebie. Znalazłam się na stopniu oznaczonym numerem 3. Mój wzrok cały czas skierowany był w stronę polskiej ekipy. Skoczkowie wskazywali na mnie placem i pokazywali jakiś gest. Widziałam go już wcześniej, gdy cieszyli się z wygranych zawodów. Naśladując ich uniosłam obydwie ręce do góry. W tym momencie poczułam się taka szczęśliwa. Nie było żadnych barier, ograniczeń. Cały strach i niepokój nagle zniknął. Za chwilę na mojej szyi zawisł brązowy krążek. To był mój dzień!
    Wracając do domu wszyscy byli we wspaniałych humorach. Chłopaki odczuwali już atmosferę meczu. Znowu zaczęli kłócić się o to, kto wygra. Do tej żywiołowej dyskusji włączyli nawet pana Marka. W tym czasie Ewa pokazywała mi zrobione zdjęcia. Były świetne! Czułam, że ktoś mi się przygląda. Złapałam spojrzenie Krzyśka. Wydawał się jakby nieobecny, zamyślony. Uświadomiłam sobie, że nie odzywał się do mnie od południa. Przez chwilę znów patrzyłam w jego oczy, próbując wyczytać przyczynę troski. Gdy tylko to zauważył odwrócił się zmieszany. Byliśmy na miejscu.
_______________________________
Jak dotąd najdłuższy rozdział. Miałam zamieścić już w weekend, ale potrzebowałam na niego więcej czasu niż się spodziewałam. ;)
Dziękuję wszystkim, którzy regularnie czytają i obserwują bloga. Uwielbiam was! ;D
Serdecznie pozdrawiam, mając nadzieję, że wszystkie błędy zostaną mi wybaczone. ;)